Ruinka Biederman-owska

Nadszedł nowy tydzień,  w zasadzie nowa połowa tygodnia, i zgodnie z moją obietnicą dodaję nowy post o szczególnym dla mnie miejscu.
Jeżeli wpis będzie krótki, to dlatego, że jeszcze nie mam koncepcji do opisu, ale postaram się nie robić masła maślanego...
Mam tu na myśli ruinę starej fabryki Biedermanów (a raczej Biedermana). Jest ruiną z kilku powodów.
Podstawowym jest pożar, który pochłaniał zachłannie jej mury w 2003 roku. Przyczyny pożaru nie są mi na razie znane, ale próbuję je ustalić. Na razie mam teorię, że to przypadkowy (albo huligański) podpalacz. Ale to wersja oficjalna, bo nieoficjalna jest inna. Nie wiem czy powinnam ją wyjawiać, dlatego może uda się to wam wywnioskować z dalszej części posta.
Innym istotnym czynnikiem odpowiedzialnym za obecny stan fabryki jest właściciel. Niestety właściciel. Budynek został mocno zaniedbany, a już szczególnie po pożarze bardzo wyniszczał. Wydawałoby się, że "posiadacz" tego cudownego miejsca zapomniał o nim. Wręcz przeciwnie! W 2008 roku podjął próbę rozbiórki. Przed tymi, zdawałoby się drobnymi, pracami rozbiórkowymi fabryka wyglądała zupełnie inaczej. Duża (może nie bardzo duża, ale istotna) jej część została pochłonięta przez maszyny, obrócona w stertę gruzu. Na szczęście sprawa została w miarę szybko nagłośniona przez łodzian, w wyniku czego łódzcy urzędnicy się tym zainteresowali wpisując przy okazji obiekt na listę zabytków.
Właściciel już nie raz próbował kontynuować swoje działania, ale zostały one każdorazowo udaremnione.
Sprawa obecnie przycichła, ale osobiście ostatnio widziałam jak wybudowywano nowy podjazd na teren obiektu i stojące tam maszyny. Nie wróżę z tego niczego dobrego. Właściciel Fumino Bis (zakład z glazurami, terakotami itp. - sąsiad fabryki) mówił, że podobno właściciel znów zaczął prace i że prawdopodobnie dalej będą wyburzać.
Powiem tyle: nie rozumiem jak można być tak zawziętym człowiekiem. Może się nie znam, ale wydaje mi się, że jeżeli ta osoba chce tam coś budować (bo z nudów i nadmiaru pieniędzy raczej nie wyburza!), to chyba bardziej by się opłacało pogadać z miastem i im to wcisnąc (oczywiście nie za darmo) i kupić sobie nowy teren, gdzie nie będzie żadnych zabytków. Teren, gdzie buldożery będą mogły sobie ryć jak świnie w błocie i tarzać się w gruzowisku i nikt im nie zabroni! Wiem, że to nie takie proste jak się wydaje, ale po co walczyć z władzami miasta, w dodatku cichcem?
 Na pewno nie pozostawię tego w tajemnicy i nie pozwolę, by cichaczem jakiś bogacz niszczył takie cudo, dziedzictwo ziemii łódzkiej.

Ps. Jednak nie wyszło krótko, jak myślałam. A wystarczyło tylko się podenerwować na jakiegoś bezmyślnego człowieka...













1 komentarz:

Copyright © 2014 Opuszczone strony Łodzi , Blogger