Ludzie fabryki

Ludzie fabryki

Jak uciec przed światem? Udać się do pustej fabryki, której wejście znajduje się w podziemiach! Ja w ramach ucieczki przed tym co mnie otacza poszłam do opustoszałych ruun fabryki. Tak, wiem dużo ostatnio tych fabryk, ale czemu tu się dziwić jak w Łodzi kiedy, i to całkiem niedawno, przemysł kwitł najokazalej w całym kraju. Mam ich jeszcze kilka (ze trzy) na oku, do których niebawem się udam.

Ze względu na zasady włazidziurstwa i bezpieczeństwo tamtego miejsca, nie podam lokalizacji. Mogę tylko powiedzieć, że fabryka znajduje się na Śródmieściu. Bardziej szczegółowych informacji mogę jdzielić na priv na lilka.grzyb@gmail.com

Aby wejśc do środka trzeba przedostać się podziemiami. Złazi się wąską klatką schodową, która prowadzi do zatęchłych, ciemnych ale uroczych podziemii. Uwaga! Podziemie, jak i cały budynek, to istny labirynt. Pełno tam pomieszczeń, którw co chwila prowadzą do kolejnych, które także mają odnogi w postaci kolejnych sal czy pokoików.






























Gdy wreszcie się odnalazłyśmy dobrnęłyśmy do windy towarowej, wokół której kręciła się klatka schodowa. Tym razem ta właściwa, która prowadziła na wszystkie piętra fabryki. Jak to w towarówka ma dwie pary drzwi (dwa skrzydła). Jedno z nich było wyrwane, co pozwalało na swobodne zajrzenie do środka. Dważnik znajdował się na dole, to znaczy, że winda na samej górze. Wychyliłam się do śrdka i mnie zamurowało. Nie spodziewałam się, że cokolwiek tam będzie. Ku mojemu zdziwieniu winda zupełnie spokojnie i jak gdyby nigdy nic wisiała sobie na ostatnim piętrze. Od tamtej chwili naszym celem było dobrnięcie na smą górę, by móc ją zobaczyć w całej okazałości. Co prawda guzik do przywoływania tkwił na swoim miejscu w zupełnie dobrym stanie, ale wolałyśmy nie testować czy winda zjedzie.














Spokojnie udałyśmy się zwiedzać parter.

Podejrzewam, że kiedyś mieścił się w tej fabryce bar. Albo coś na styl hotelu z barem, bo w podziemiach znalazłam z Koleżanką niesamowitą liczbę butelek po piwie i Coli plus masę podkładek pod kufel. Inne dowody, na taką tam działalność to chodźby sala koncertowa. Nie zeszłyśmy tam, ponieważ na schodach leżały tony szkła, a koło okien pętała się szanowna pani cieć. Deptanie po szkle do najcichszych zajęć nie należy, dlatego musiałyśmy zaniechać schodzenia.

Nie wspomniałam o tym wcześniej, a powinnam, to wspomnę teraz. Na terenie przed fabryką utworzono parking strzeżony, którego strażniczka zaczęła odśnieżanie akurat wtedy, gdy dotarłyśmy na parter. To trzeba mieć szczęście!




































Pierwsze piętro nie różniło się specjalnie od parteru układem pomieszczeń. Ale mimo wszystko było tam ineczej. W jednym z pokoików znalazłam coś potwornego.
Ów pokoik znajdował się między parterem a piętrem, na półpiętrze. Chciałam zrobić zdjęcie, bo pchać się tam nie było po co, i wsadziłam łeb do środka. Moim oczm ukazał się nieziemski bajzel. Skrotem: śmieci, syf i ława. Wyróżniam ławę, a właściwie ławkę, bo ona była najistotniejsza. Ponieważ na niej leżały ludzkie zwłoki. A właściwie tylko pół. To dolne pół. Oblał mnie zimny pot i natychmiast sie wycofałam informując toważyszkę, o potwornym znalezisku. Byłyśmy wstrząśnięte. Na wszelki wypadek zajrzałam jeszcze raz i aż świsnęło powietrze  które z siebie wypuściłam, będące oznaką niebywałej ulgi. Owe zwłoki wcale nie były ludzkie. Jeżeli już się czwpiamy trupów, to można nazwać to tylko zwłokami manekina, który leżał w nieładzie na tejże ławce. Chciało mi się rżeć ze swojego "traumatycznego" odkrycia. Chwila kontemplacji i posłyśmy wyżej.



Po zwiedzeniu piętra pierwszwgo przyszedł czas na pietro drugie. Schody były w ciut gorszym stanie. Pewne dlatego, że okno, które do nich przylegało przepuszczalo wszystko co sie da. Deszcz, śnieg, chłod. Właśnie śnieg, świerzy, który sypal jak jeszcze szłyśmy do fabryki, chyba uratował nam życie. Na tych cudnych płateczkach lodowych udało sie nam dostrzec liczbe ślady koich łap i... męskich butów. Zamarłyśmy momentalnie, ponieważ ślady prowadzily na górę, ale tylko i wylącznie. Oznaczało to, że ten ktos tam był. Przyszedł maksymaknie pół gidziny yemu, bo śnieg i ślady zupelnie świeżutkie. Przednami jeszcze dwa piętra i dziesiątki pomieszczeń. I w ktorymś z nich siedzial on.



Nradzałyśmy sie dłuższy czas co czynić. Wiadmomo kto tam siedzi??? Zawróciłyśmy. Nie było co ryzykować.

Najbardziej zdumiewajacym faktem bylo to, że przed wejsciem, ktorym wyszłśmy także byly czyjeś ślady, ale one byly wychodzące. Może i było gdzieś jeszcze jakieś wyjście, którego nie odkryłyśmy, ale nie warto było ryzykować.

Jedno mogę obiecać. Że na pewno tam wrócę, i to niedługo, i opiszę resztę fabryki. Tylko, że strach będzie ogromny, bo kto wie czy ten ktoś nie jest stałym tu bywalcem? Groźnym bywalcem...















Copyright © 2014 Opuszczone strony Łodzi , Blogger